Bliźniaczki? W dwudzieste pierwsze urodziny? Zmieniło się ujęcie i teraz patrzył, jak
detektyw Andrew Bledsoe, kilka kilogramów cięższy niż pamiętał, z nitkami siwizny w ciemnych włosach, rozmawia z dziennikarką. Bledsoe, poważny i zmartwiony, nie powiedział nic ważnego, ale Bentz znał prawdę. Opadł na poduszki. Zrobiło mu się niedobrze. Policjanci niewiele mówią, ale on umie czytać między wierszami. Policja z Los Angeles obawia się, że wrócił morderca sióstr Caldwell, któremu przed dwunastu laty udało się ujść bezkarnie. Wraca i morduje. Rozdział 15 Przykro mi! – Głos Bentza niósł się echem, jakby przemawiał z tunelu. – Muszę to zrobić. – Nie! Rick, nie jedź! Nie zostawiaj mnie! Nie zostawiaj nas! – O1ivia biegła za nim przez mrok, przebierała nogami, ale poruszała się powoli, żwir czepiał się jej stóp. Rwała do przodu, serce waliło jej jak młot. Nie był daleko, ale się odsuwał, patrzył na nią i znikał w oddali. – Rick! Stój! – zawołała. – Nie mogę. – Ale dziecko! Rick, będziemy mieli dziecko! Kolejny odgłos, głośny, przenikliwy. Warkot silnika, stukot kół. Bentz się odwrócił, jakby jej nie słyszał, i szedł dalej w przepastnym tunelu, zostawił ją za sobą. Biegła, dyszała ciężko, chciała wyprzedzić złowieszczy silnik i wrogie światło. Nie! Rozległ się ogłuszający, przenikliwy gwizd, bała się, że popękają jej bębenki w uszach. Nie! Boże, nie! – Rick, ratunku! – wołała. Koniec tunelu stawał się coraz mniejszy, bardziej odległy. Czuła każde uderzenie serca. Jej nogi stały się ciężkie. – Bentz! – chciała zawołać, ale słowa utkwiły w gardle, zamiast krzyku rozległ się tylko szept. Odwrócił się na moment i widziała jego odznakę mieniącą się w słońcu. – Nie mogę – powiedział, gdy z dnia zrobiła się noc. Nagle nie był już sam. Towarzyszyła mu kobieta, ciemnowłosa piękność o szkarłatnych ustach. Wzięła go za rękę i ze złośliwym, zimnym uśmiechem odciągała go coraz dalej. – Nie, poczekaj! Rick... Pociąg był coraz bliżej, tory drżały. Potknęła się i z trudem wyprostowała. Przeraźliwy gwizd, pisk hamulców, odgłos metalu trącego o metal ogłuszał, zapach palonej ropy drażnił nozdrza. Dokoła wirowały kłęby pary. – Ratunku! Ratujcie moje dziecko! Ale nikt nie słyszał jej modlitw. Tunel wypełnił się hałasem i dymem. – Nie! – krzyknęła i się obudziła. Serce jej waliło, była spocona, leżała w pogniecionej pościeli. Boże drogi, to sen, to tylko sen. Głęboko zaczerpnęła tchu i spojrzała na zegarek. Trzecia piętnaście. Dopiero za kilka godzin będzie musiała wstać, ubrać się i pojechać do sklepu. Usiadła, odgarnęła włosy z oczu i zdała sobie sprawę, że drżą jej dłonie – efekt uboczny nocnego koszmaru. Hairy S uniósł łeb z posłania na podłodze. Nastawił uszy, z nadzieją zamerdał ogonkiem. – No pewnie – mruknęła. – Chodź do mnie! Nie czekał na dalsze zaproszenie, poderwał się z posłania, rozpędził i wskoczył na łóżko. Polizał ją serdecznie, a potem ukrył się pod kołdrą. Olivia opadła na posłanie. Głaskała go po łebku. Przytulił się do niej ciepłym ciałkiem. To nie to samo co bliskość męża, ale na razie musi jej wystarczyć. Jej mąż. Co on właściwie wyprawia w Los Angeles? Ugania się za duchem? Czy za marzeniem? Wolała się nie zastanawiać, czy nadal żywi jakieś uczucia wobec nieżyjącej byłej żony, ale i tak wiedziała. Wyrzuty sumienia zżerają go żywcem, a ktoś to sprytnie wykorzystuje. Tylko kto? To pytanie nie dawało jej spokoju, odkąd pokazał jej zniszczony akt zgonu. Nie chodzi o to, że nie wierzyła w duchy; po prostu nie była pewna. Miała już w życiu do czynienia z