Uniósł głowę i spojrzał na nią z uśmiechem.

  • Morzena

Uniósł głowę i spojrzał na nią z uśmiechem.

06 March 2021 by Morzena

- Dzień dobry. Wcześnie dzisiaj wstałaś. - Coś muszę ci powiedzieć, a ty musisz zrobić coś dla mnie. Santos spochmurniał, raptem zdał sobie sprawę, że dzieje się coś złego. - Lily... nic ci nie jest? Lewa ręka zaczęła drętwieć. Nieprzyjemne, niepokojące uczucie. Wciągnęła głęboko powietrze. - Muszę ci to powiedzieć... gdybym... nie mogła później. Podniósł się zza stołu, coraz bardziej zaniepokojony. Dotknął czoła Lily i szybko cofnął dłoń. - Dzwonię po karetkę. - Zaczekaj - chwyciła go za rękę. - Chciałabym... żebyś zadzwonił do Hope. Muszę ją zobaczyć... zanim... Straszny, gwałtowny ból w piersi. Mocniej ścisnęła rękę Santosa i wyszeptała: - Obiecaj... przyrzeknij... zadzwonić do niej. Przyrzekł i nie czekając, wystukał numer pogotowia. Kiedy skończył rozmowę, wziął Lily na ręce i zniósł na dół, by czekać przed wejściem do budynku na przyjazd karetki. Patrzyła z miłością w jego twarz, zamkniętą, pozbawioną emocji. Ale nie dała się zwieść, doskonale wiedziała, ile uczuć się kłębi pod tą maską, ile głębokich doznań kryje się w pozornie kamiennym sercu. - Każdy musi kiedyś odejść - powiedziała. - Jeśli przyszedł mój czas, jestem gotowa. - Nie umrzesz, Lily. Nie pozwolę ci. - Głuptasie - szepnęła. Miała ochotę pogłaskać go po policzku, ale nie znalazła dość siły. - Chcę, żebyś wiedział, że... kocham cię bardzo, Santosie. - Wiem, Lily. Ja... Pokręciła głową, a właściwie raczej próbowała pokręcić. - Jesteś mi bliski jak syn. Rodzony syn. Bez ciebie... moje życie... Walczyła z bólem, z trudem łapała powietrze, ale musiała mu powiedzieć tych kilka najważniejszych słów. - Zanim się pojawiłeś w moim życiu, byłam jak martwa. Ty dałeś mi coś... już myślałam, że nigdy nie będę... miała. Dałeś mi miłość, Victorze. Jesteś dobrym chłopcem... chcę, żebyś usłyszał wszystko, zanim... zanim umrę. - Dość tego, Lily. - Wtulił twarz w jej włosy. - Nie strasz mnie. - Zasługujesz na... wszystko, co najlepsze. Nie wiesz nawet o tym. Przyrzeknij mi... bądź dobry dla siebie. Nie oszukuj się... jak ja. - Położyła dłoń na sercu. Straszliwy, przejmujący ból uniemożliwiał mówienie i nie pozwalał myśleć. Lily zamknęła oczy. - Nie, Lily, poczekaj! - Usłyszała przerażenie w jego głosie. - Ty mi też dałaś tak wiele. Dom, rodzinę, miłość. Nie rób tego, proszę... Nie umieraj. Nie możesz mnie zostawić. Potrzebuję cię. - Hope - szepnęła Lily bez tchu, zaciskając palce na jego koszulce. - Muszę... muszę ją zobaczyć. Pogodzić się. To moje dziecko. Ja... Nie mogła dłużej mówić. Słyszała jeszcze syrenę ambulansu, ciche, gorączkowe zaklęcia Santosa, płacz dziecka sąsiadów. I ptaki. Ich słodki, nawołujący śpiew. A potem już nic. ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIĄTY Następne dwie godziny pozostawiły w umyśle Santosa jedynie mgliste wspomnienie. Pamiętał głównie narastające z każdą chwilą uczucie paniki - i właściwie niewiele więcej. Oczywiście wiedział, że Lily przeszła zawał. W pierwszej chwili nikt nie potrafił powiedzieć, jak rozległy. Lekarz zaaplikował morfinę dla uśmierzenia bólu, a kiedy już miał wstępne rozpoznanie, zaczął podawać leki swoiste. Chociaż Santos nigdy nie uważał się za szczególnie uduchowionego, nie przestawał się modlić do Boga, by zachował Lily przy życiu. Jego modlitwy zostały wysłuchane, chociaż lekarz nie czynił zrazu wielkich nadziei. Lily była starym człowiekiem, miała słaby organizm, a zawał wyglądał na ciężki. Istniało duże prawdopodobieństwo, że po pierwszym przyjdzie następny. A jednak żyła. Santos był tak wdzięczny Bogu, że zbierało mu się na płacz. Lily, uwolniona wreszcie od bólu, odpoczywała i na razie nie musiał bać się ojej życie. Lekarz powiedział, że będzie spała około dwunastu godzin; radził Santosowi, żeby i on poszedł do domu i zdrzemnął się trochę, zwłaszcza że najbliższe dni, jeśli chciałby odwiedzać Lily, miały być dla niego bardzo męczące. Pocałował więc staruszkę w czoło, szepnął, że niedługo wróci, po czym z najbliższego automatu zadzwonił do pracy, potem do Liz, wreszcie do Hope. - Słucham, z czym pan dzwoni, detektywie Santos? Wzdrygnął się na dźwięk suchego, odpychającego głosu, tyle w nim było wyniosłości, pogardy, lekceważenia. - Mam dla pani złą wiadomość. - A cóż by to mogło być? Kolejne morderstwo w hotelu? - Chodzi o pani matkę - powiedział spokojnie, acz nie bez wyraźnej niechęci, której nie próbował nawet ukrywać. - Miała... - Pan wybaczy - przerwała mu natychmiast. - Ktoś musiał wprowadzić pana w błąd. Ja nie mam matki. Umarła przed wielu laty, za granicą. Nie odłożył słuchawki. Przemógł się ze względu na Lily, na obietnicę, którą jej złożył. - Proszę sobie darować te bajeczki, pani St. Germaine. Wiem, kim pani jest. Osobiście uważam, że nie jest pani godna lizać butów Lily, ale obiecałem jej, więc dzwonię. Hope zaczęła się śmiać. - Tak pan uważa? Proszę, proszę, niech pan mówi dalej. - Lily miała zawał... stan jest ciężki. - Z trudem wypowiadał kolejne słowa. - Istnieje duże prawdopodobieństwo, że... nie przeżyje. Hope przez chwilę milczała, wreszcie zapytała zniecierpliwionym tonem: - W jakiej mierze ma mnie to dotyczyć? - Słyszała pani, co powiedziałem? Pani matka umiera. - Owszem, słyszałam, ale ciągle nie rozumiem, dlaczego pan do mnie dzwoni. W głosie Hope nie było śladu żalu, smutku, współczucia. Najwyraźniej bawiła się sytuacją, jakby zależało jej tylko na tym, żeby zakpić sobie z Santosa. Opanował się całym wysiłkiem woli. Dla Lily... musisz to zrobić dla Lily, powtarzał sobie, zaciskając zęby. Dla Lily gotów był choćby i błagać. - Ona chce panią zobaczyć. Pogodzić się z panią. - Przykro mi, to niemożliwe. - Czy to ma oznaczać...?

Posted in: Bez kategorii Tagged: kwiaty w doniczce, żakiety na wesele, stylizacje klubowe,

Najczęściej czytane:

ei. ...

To straszne, że Kate wciąż ma na niego taki wpływ. – Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał szczególnie obraźliwym tonem. – Ż e Richard już ci nie wystarcza? Ż e masz ochotę na kogoś ... [Read more...]

– Jasne? – powtórzył.

– Tak – szepnęła. – Zrób to jutro, inaczej sam się tym zajmę – rzucił jeszcze i wyszedł. Julianna poczuła, że drży z przerażenia. Powoli zaczęła wracać do ... [Read more...]

Malinda z trudem przełknęła ślinę.

- Nie, w soboty pracujemy z Cecile na zmianę. - To dobrze. Będziemy mogli zabrać się za twój dom. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 drzwi-szklane.szczecin.pl

WordPress Theme by ThemeTaste