zlewie rolki i podał Malindzie. - My lubimy bardzo
soczyste hamburgery - dodał puszczając do niej oko. JEDNA DLA PIĘCIU 117 Soczyste? Malinda popatrzyła na swój talerz. Nawet cała rolka ręcznika nie wystarczy. Powstrzymując westchnienie sięgnęła po widelec. Nie było go. Wsunęła rękę pod brzeg talerza, potem uniosła go i zajrzała pod spód. - Jakiś problem? - zapytał Jack odgryzając ogromny kęs hamburgera. - Szukam widelca. - Po co ci widelec? Hamburgery najlepiej je się ręką. Uniósł swego hamburgera, żeby jej to udowodnić. - A frytki? - Malinda niepewnie spojrzała na swój talerz. - Też palcami - doradził Darren. Wziął z półmiska frytkę, zanurzył w ketchupie i wsadził do ust. Uznawszy hamburgera za mniejsze zło Malinda ostrożnie odgryzła kawałek. Otworzyła oczy ze zdziwienia, a jej kubki smakowe stanęły na baczność. Niemożliwe, by coś, co wygląda tak okropnie, mogło być takie smaczne. Chcąc się upewnić, Malinda odgryzła następny kęs. - Niezłe, co? - zapytał wpatrzony w nią Jack. - Niezłe? - wybełkotała poprzez trzeci kęs. - To jest przepyszne. Wytarła usta - wytarła właśnie, a nie osuszyła jak dama, zauważył Jack - i sięgnęła po frytki. W tej chwili panującą przy stole ciszę przeszyło monstrualne beknięcie. Wszystkie ręce zamarły w pół ruchu. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę Jacka. - To nie ja. - Popatrzył na nich niewinnie i zaprzeczył ruchem głowy. Rozległo się kolejne beknięcie i tym razem wszystkie głowy zwróciły się w stronę Patryka. Siedział zadowolony z siebie na wysokim krzesełku obok Jacka. 118 JEDNA DLA PIĘCIU Z uśmiechem na buzi wysmarowanej od ucha do ucha ketchupem poklepał się po brzuchu. Tym gestem w oczywisty sposób małpował ojca. - Dobre piwko - powiedział głębokim dziecięcym basem. Przez chwilę Malinda patrzyła na niego z otwartymi ustami. Potem wybuchnęła śmiechem. Nie był to żaden cichy chichot, lecz prawdziwy, głęboki, przyprawiający o ból brzucha śmiech. Jack też się uśmiechnął. Z zadowoleniem. - Malindo, źle się czuję. Od trzech dni co rano Darren mówił, że źle się czuje. Poprzednio, upewniwszy się, że fizycznie nic mu nie dolega, Malinda kazała mu iść do szkoły. - Co cię boli? - Brzuch. Malinda uśmiechnęła się do siebie zsuwając z patelni ostatni naleśnik. Nic dziwnego, że boli go brzuch.