do domu po śmierci ojca, ale przez kilka lat jeszcze,
aż do swego wyjazdu do Kalifornii, Denis zwykł wpraszać się do niej na obiady, bez względu na to, gdzie mieszkała. - Powinnaś otworzyć restaurację - przekonywał ją. - Żeby w środku nocy pędzić na targ? - Mogłabyś być szefem kuchni. - Musiałabym zacząć od najniższego szczebla i wszyscy by na mnie krzyczeli. - Więc chociaż opublikuj swoje przepisy - upierał się Denis. - To nie są prawdziwe przepisy - Lizzie znów uderzyła w ten sam negatywny ton - ja po prostu wygłupiam się w kuchni. Zresztą zamierzam zostać dziennikarką, a nie pisać książki kucharskie. - A co złego jest w książkach kucharskich? To są duże pieniądze, ta cała Delia jest bogata jak Krezus. - Pieniądze to nie wszystko. - Oczywiście - zgodził się Denis. - Ale one nie bolą. - Wsadził palec do jej belgijskiego musu czekoladowo--waniliowego. A ty jesteś najbardziej spektakularną kucharką, jaką znam. ~*~ Dopiero po kilku latach dość prymitywnych wysiłków na polu dziennikarstwa, kiedy z coraz większym trudem przychodziło jej płacenie rachunków, Lizzie przypomniała sobie tę rozmowę. Maurice zostawił wprawdzie Angelę dobrze zaopatrzoną, ale jak się okazało, nic tak szybko nie spłaszcza poduszki finansowej jak leczenie chronicznej choroby. Zaczęła od telefonu do Denisa w Venice Beach. Powiedziała mu, że wprawdzie dość późno, ale jednak zamierza skorzystać z jego rady. Może przypadkiem pamięta jakieś jej danie, które najbardziej przypadło mu do smaku? - Wszystkie! - Ja mówię poważnie. Potrzebuję czegoś na dobry początek, a wiesz, że nigdy niczego nie zapisywałam, to była taka dłubanina... - Wygłupy. Nawiasem mówiąc, dobry tytuł. Mimo wszystko dość długo z niego nie skorzystała. Nadal pisywała artykuły, rozważając jednocześnie różne koncepcje książki, którą miała nadzieję ostatecznie napisać, ale gdy tylko wpadła na coś oryginalnego, wydawało się jej, że zabija w ten sposób świeżość i prostotę swoich pierwotnych zamysłów. Kiedy wreszcie udało się jej nadać dziełu zadowalający styl, kompozycję i tytuł, w jej życie wtargnął Christopher Wade, zmieniając wszystko na zawsze. - Taka jest kolej rzeczy, prawda? - powiedziała do Susan Blake tego pierwszego wieczoru przy (wbrew najlepszym intencjom Susan) mocno zakrapianym