zdumiał się Emil.
Tanner roześmiał się. - Shey Carlson. Mam przeczucie, że będzie kopać i drapać, byle tylko nie dać się tam zaciągnąć. - No to po co zawracasz sobie głowę szykowaniem tego wszystkiego, skoro z góry wiesz, że ona tego nie doceni? - Myślę, że doceni i będzie jej miło, ale za nic się do tego nie przyzna. Wiesz, jak to jest z kobietami - rzekł filozoficznie Tanner. - Każdej, nawet tej, która nigdy ci tego nie powie, potrzeba odrobiny magii. - Miał tylko nadzieję, że dotyczy to również Shey. Emil nadal nie wydawał się przekonany. - Cóż, w takim razie życzę szczęścia. Bo chyba bardzo ci się przyda. - Odwrócił się i ruszył do wyjścia. - Żebyś wiedział - wymamrotał Tanner, bardziej do siebie niż do Emila. - Bardzo mi będzie potrzebne. Tego jestem pewien. - Czego jesteś pewien? - zapytała Shey, wychodząc z zaplecza kawiarni. - Już jesteś gotowa? - odpowiedział pytaniem. - Tak. Wiem, że obiecałam ci dzisiaj wspólny wieczór, ale przemyślałam to sobie i doszłam do wniosku, że to nie jest najlepszy pomysł. Myślę, że... Przerwał jej, pochylając się i dotykając ustami jej ust. Miał to być niezobowiązujący buziak, by uciszyć jej przemowę, jednak stało się inaczej. Bo gdy tylko jej dotknął, zaczęło dziać się z nim coś dziwnego. Otoczył ją ramionami i przygarnął do siebie. Zatapiał się w niej, w jej bliskości, w jej zapachu. Całym ciałem wyrywał się do niej. To ona, podszeptywała intuicja. Wciąż było mu jej mało, a dzieląca ich odległość wciąż była zbyt duża. Nie mógł, po prostu nie mógł jej puścić. Shey chyba odczuwała podobnie, bo przylgnęła do niego, wtuliła się w jego ciało. Pocałował ją mocniej, a z jej piersi wydarł się zduszony okrzyk. Powoli cofnął usta, zanurzył palce w jej włosach. Uśmiechnął się. - Shey, bardzo cię proszę. Chodź ze mną. Jest wiele rzeczy, o których musimy pomówić. Chyba się z tym zgodzisz... powinniśmy pogadać o tym, co jest między nami. - Dokąd chcesz pójść? - zapytała, nie odpowiadając wprost na jego prośbę. - Zaufaj mi. Zaufaj mi. Tak powiedział. Co jej się stało, że zgodziła się wyjść z tym szalonym księciem? Chyba przystała na jego prośbę tylko dlatego, że sama jest jeszcze bardziej szalona niż on. Zaufaj mi? Luksusowa limuzyna wiozła ich ulicami Erie. Shey siedziała na tylnym siedzeniu i nie widziała, którędy jadą, bo oczy miała przesłonięte przepaską. Jak to się stało, że dała się wmanewrować w tak idiotyczną sytuację? - Tanner, to bez sensu.